[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i niespokojnie, jakby porwała ją nowa fala cudownego
podniecenia. WyciÄ…gnęła ramiona. Jego jÄ™zyk wypeÅ‚­
nił jej usta, czuła, jak się rozpycha i pręży, a ona
odpowiadała pieszczotą na pieszczotę.
Oboje owładnęło gorączkowe pożądanie. Garrett
całował C.J. gwałtownie, na oślep, jakby bał się, że go
odepchnie.
Nie odepchnęła. DygotaÅ‚a caÅ‚a rozpalona, wyob­
rażając sobie, że stopili się w jedno ciało. Nie
umiała stłumić cichutkiego jęku, kiedy drżącymi
palcami zagarnął jej pośladki i, poruszając biodrami,
drażniÅ‚ jÄ… swojÄ… mÄ™skoÅ›ciÄ…. Nie ukrywaÅ‚ podniece­
nia, patrzyÅ‚ jej prosto w oczy z radosnym uÅ›mie­
chem.
Właśnie to w nim uwielbiała. Garrett nie wstydził
się swoich odczuć, traktował je jak rzecz naturalną,
a nie jak dopust boży. Czy mogła marzyć o cudowniej-
szym kochanku?
PORTRET LORDA PIRATA
93
Kiedy cofnął się o krok i pozwolił jej odetchnąć,
oboje wybuchnęli śmiechem.
- WiÄ™kszość kobiet potraktowaÅ‚aby to jak obiet­
nicę - mruknął. - Mam nadzieję, że nie okażesz się
wyjÄ…tkiem...
Skinęła głową, marszcząc czoło. Kubeł zimnej
wody, pomyślała ze smutkiem. %7łeby mi się nie
przewróciło w głowie...
- To nie jest tak, jak ci siÄ™ wydaje... - Garrett
natychmiast zrozumiał, że palnął głupstwo, ale słowo
 przepraszam" byłoby nie na miejscu. - Wiem, co
słyszałaś o mnie i o kobietach w moim życiu. C.J., nie
mam zamiaru kÅ‚amać ani udawać Å›wiÄ™toszka. Zapew­
niam cię jednak, że wbrew temu, co wypisują gazety,
prowadzÄ™ siÄ™ caÅ‚kiem przyzwoicie. ZresztÄ…... w dzi­
siejszych czasach to nie tyle sprawa przyzwoitości, ile
życia i śmierci. A więc po pierwsze: nie jestem
samobójcą... a po drugie, to nie w moim stylu. Zawsze
tak było. Możesz mi wierzyć lub nie... ale jeśli idę
z kimś do łóżka, to musi coś znaczyć. Seks można mieć
bez wysiłku. Na uczucie trzeba zapracować.
- Ja... chciałam ci powiedzieć, że... Myślę, że to
właściwa pora, Garrett, żeby... Widzisz, ja jeszcze
nigdy... No wiesz.
Cisza, która zapadła, wydawała się nie mieć końca.
C.J. wyłamywała nerwowo palce, aż w końcu spojrzała
na Garretta spod przymrużonych powiek.
Nigdy nie widziaÅ‚a takiego dziwnego wyrazu twa­
rzy... Boże, co ona zrobiła! Komu potrzebne było to
wyznanie... Co go obchodzi jej cnota! Mogła się nie
przyznać, wymyślić coś... W końcu to nie trepanacja
94 PORTRET LORDA PIRATA
czaszki... Jeden, dwa jęki i po bólu, o czym tu mówić!
Swoją drogą... ciekawe, czy rzeczywiście to takie
proste.
- Nigdy? - zapytał osłupiały.
- Nie. To nie znaczy, że nie chciałam... Okazji też
nie brakowało, ale jakoś... - wzruszyła bezradnie
ramionami. Jak wytłumaczyć coś, czego sama nie
rozumiała?
- Nie musiaÅ‚aÅ› mi wcale o tym mówić... - pocaÅ‚o­
wał ją w czubek nosa - ale dziękuję. To będzie
wyjÄ…tkowa uczta, zobaczysz... Pierwszy raz powinien
być wyjątkowy.
Uważaj, szeptała w duchu, stojąc w otwartych
drzwiach i odprowadzajÄ…c Garretta wzrokiem do bra­
my. Uważaj, C.J., bo zakochasz się w tym facecie
i nawet nie będziesz wiedziała, jak to się stało.
A umowa tego nie przewiduje...
ROZDZIAA SIÓDMY
Garrett nie mógł zasnąć.
Mrucząc coś pod nosem, odrzucił kołdrę, usiadł na
brzegu łóżka, a potem tępym, osowiałym wzrokiem
wpatrywał się w kwieciste wzory na dywanie.
Nie tak miały potoczyć się sprawy... %7łałował, że dał
się wciągnąć w dziwaczną intrygę Bertie, że opuścił
Miami, że... Niech to wszyscy diabli, sam już nie
wiedział, czego naprawdę chciał, a czego żałował.
ChciaÅ‚ mieć C.J. Tak mu siÄ™ wydawaÅ‚o do dzisiej­
szego wieczora. Do chwili kiedy okazało się, że może
ją mieć i to bez najmniejszego wysiłku. Gdyby darował
sobie skrupuły, kochałby się z nią teraz, do białego
rana, a nie siedział w ciemnym pokoju - wściekły,
zakłopotany, gotowy odwołać całą tę hecę.
OkazaÅ‚o siÄ™ niechcÄ…cy, że nie znosi obÅ‚udy! Kobie­
ty, z którymi zwykł się zadawać, były przebiegłe,
sprytne, każda miaÅ‚a dokÅ‚adnie wyznaczony cel i wie­
działa, jak go osiągnąć. Znały na pamięć wszystkie
ruchy na szachownicy. Tak jak on. I tak jak on nie
miały złudzeń. Dawały z siebie tyle, ile brały. Zależało
im na jego nazwisku, pieniądzach, władzy... Tylko nie
na nim samym. I bardzo dobrze. Uważał to za idealny
układ.
96 PORTRET LORDA PIRATA
Z C.J. od początku było inaczej. Stare reguły gry na
nic by się nie zdały, a nowe...? On nawet nie wiedział,
o co oboje grajÄ….
Powinienem u niej zostać, pomyślał. Namawiała go.
W końcu... co jak co, ale po tygodniu spędzonym
w Paradise mógł o C.J. powiedzieć jedno: dziewczyna
miała dobrze poukładane w głowie i nie brakowało jej
odwagi. Do licha, to ona rządziła wyspą i robiła to, co
chciała!
Dlaczego nie dał się namówić? Pragnął C.J. tak
bardzo, że na samą myśl o tym, co mógłby... w tej
chwili... Jego ciało reagowało na każde wspomnienie
jej pieszczot. Chciało mu się po prostu wyć!
Dlatego, że chodziło nie tylko o seks. Po raz
pierwszy w życiu liczyła się cała reszta ważnych
i drobnych spraw -jej towarzystwo, rozmowy, żarty.
Jakaś dobra aura, która sprawiała, że nawet kiedy
milczeli, nie patrzÄ…c na siebie, czuli swojÄ… przyjaznÄ…
bliskość. Zaledwie po tygodniu znajomości umieli
porozumiewać się bez słów - jak starzy przyjaciele
albo kochankowie...
Jeszcze z innego powodu nie został u C.J. Panicznie
się bał. Nie chodziło mu o małżeństwo. Dał słowo
i gotów jest tego słowa dotrzymać. Ale niech go piekło
pochłonie... jeśli zakocha się naprawdę! Tego nie było
w umowie.
Następnego ranka wszyscy domownicy Paradise
spotkali się na śniadaniu.
Dopisali też goÅ›cie: doktor Willerson oraz wy­
glądający na prawnika wysoki mężczyzna o końskiej
PORTRET LORDA PIRATA
97
twarzy. Bertie czyniła honory pani domu z wyjątkową
radoÅ›ciÄ…. Ubrana w zÅ‚oto-purpurowÄ… sukniÄ™ oraz iden­
tyczny turban, wyglądała jak perska królowa.
C.J. usiadła jak najdalej od ciotki. Ujrzawszy
w drzwiach Garretta, mimowolnie spuściła wzrok
i zarumieniÅ‚a siÄ™ po uszy. Spod przymrużonych po­
wiek patrzyÅ‚a, jak podchodzi do bufetu i z uÅ›mie­
chem na ustach, jak gdyby czuÅ‚, że jest obserwowa­
ny, nakłada na talerz jajecznicę, wędlinę oraz owoce.
Bez chwili wahania okrążył potem cały stół, żeby
usiąść przy niej.
- Dzień dobry, panno Carruthers. Jak się pani
miewa w tak piękny poranek? - spytał teatralnym
szeptem.
- Zwietnie. A pan?
- WyÅ›mienicie. Czy może mi pani podać Å›mietan­
kę? - Sięgając po dzbanuszek, przykrył dłonią jej palce
i czekaÅ‚, rozbawiony, aż spojrzy mu w oczy. - Wy­
glądasz wspaniale. Do twarzy ci w różowym...
- Nie mam na sobie niczego... w tym kolorze
-wyjąkała. Róż jej policzków stał się jeszcze bardziej
intensywny. Spuściła głowę, z trudem zachowując
spokój. - Głupio mi po wczorajszym... - powiedziała
najciszej, jak potrafiła.
- Dlaczego? Całowaliśmy się i to wszystko.
- Cieszę się... to znaczy... chciałam ci podziękować
za ostrzeżenie. Miałeś oczywiście rację.
- Tłumacząc, że co się odwlecze, to nie uciecze?
O tej racji mówisz? Mam nadzieję, że... że nie
przekonałem cię do celibatu? Nigdy bym sobie tego nie
wybaczył...
PORTRET LORDA PIRATA
98
- Nie... Nie przekonałeś.
- I dzięki Bogu! Kamień spadł mi z serca. Mamy
jakąś szansę na spacer przed południem?
Jej twarz wyrażała tak bezgraniczne zdziwienie, że
Garrett wybuchnął śmiechem.
- Na spacer, C.J., po prostu na spacer. Rozluznij
się, dobrze? Przysięgam, że nie rzucę się na ciebie
znienacka ani nie będę straszył. Pójdziemy sobie
wolniutko, tak wolno, jak tylko zechcesz.
Nie pocieszył jej. Nie chciała spacerować z nim
 wolniutko". Marzyła, żeby wreszcie się to stało!
Chciała iść z tym mężczyzną do łóżka... zanim do
końca zwariuje.
- Wolałabym się umówić po południu - mruknęła.
- Spróbuję się wyrwać koło drugiej.
- Hej, kochani, co wy tam szepczecie? - zawołała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \