[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czarny. Serce natychmiast podskoczyło jej w piersi, poczuła, że pałają jej policzki.
Popatrzył na nią z uśmiechem.
Nigdy nie możemy zostać sami.
Czuć ode mnie oborą cicho powiedziała zawstydzona Juliana.
92
A czy może być inaczej, skoro jesteś w oborze? roześmiał się. To nic nie szkodzi,
przywykłem do tego zapachu. Ujął jej twarz w dłonie. Juliano... Nigdy nie mówiłem ci, co
do ciebie czuję.
Nie mogła odpowiedzieć. Czuła, jak ściska ją w gardle, i nie pomogło ani przełykanie
śliny, ani chrząkanie.
Kocham cię, Juliano szepnął. Od dawna już cię kocham. Od czasu, kiedy dawno
temu ujrzałem cię na bagnach. Ty mnie nie widziałaś, ale wystraszyłaś się, bo wyczułaś, że
ktoś jest w pobliżu. Pamiętasz?
Tak odparła schrypniętym głosem. I ja... Znów musiała odchrząknąć. Ja o tobie
marzyłam. Wyobrażałam sobie, że jesteś leśnym bożkiem, o którym Matti tyle mi opowiadał.
I taka zresztą jest prawda stwierdziła z promiennym uśmiechem.
I wówczas on uczynił coś dla niej nieoczekiwanego. Juliana, naiwna i niewinna, nie
wiedziała nic o miłości i pieszczotach. Czarny pochylił się nad nią i delikatnie, czule
pocałował w same usta.
Gdy ją puścił, Juliana popatrzyła mu prosto w oczy i westchnęła długo i drżąco, a potem
szepnęła prosto do ucha:
Czuję do ciebie to samo, co ty czujesz do mnie.
Zorientowała się, jak niemądrze to zabrzmiało, ale Czarny wyraznie się ucieszył. Mocno
przytulił ją do siebie, objął i jeszcze raz pocałował. Tym razem był bardziej namiętny, a
Juliana mu się poddała. Miała wrażenie, że Czarny także nie ma zbyt dużego doświadczenia.
To uradowało ją i dodało pewności siebie.
Usłyszeli, że ktoś wyszedł na podwórze. Popatrzyli na siebie z miłością i zrozumieniem,
i powrócili do swych zajęć.
Podczas gdy Juliana i Czarny wstępowali na ścieżki miłości ostrożnie, sytuacja między
Jorulvem a Lisen rozwijała się znacznie prędzej.
Lisen była właściwie bardzo wyzwoloną panną. Wielokrotnie wysłuchiwała zwierzeń
przyjaciółek o miłosnych podbojach i chwilach spędzonych sam na sam z rozmaitymi
kawalerami. Na tej podstawie wyrobiła sobie błędne mniemanie, iż każda zakochana młoda
dziewczyna natychmiast powinna posmakować miłości z chłopcem, który stanowi obiekt jej
westchnień. Nie przypuszczała, że to, co słyszała, w większości było przechwałkami, a
nieliczne panny, które zbyt daleko posunęły się w eksperymentowaniu, często musiały za to
płacić długimi tygodniami niepokoju i rozpaczy. Zdarzało się, że niektóre z przyjaciółek
Lisen nagle, bez żadnego, jak się wydawało, konkretnego powodu, wyjeżdżały na kilka
93
miesięcy, ale to nigdy Lisen specjalnie nie obchodziło. Dlatego wobec Jorulva nie miała
żadnych zahamowań.
Po raz pierwszy w swym młodym życiu była szczerze zakochana i nie miała
wątpliwości, że Jorulv odwzajemnia jej uczucie. Jego nieśmiałe spojrzenia towarzyszyły jej
wszędzie, ale wśród tłumu ludzi tak trudno im było znalezć chwilę, którą mogliby spędzić
tylko we dwoje.
Wreszcie jednak nadarzyła się okazja.
Lisen musiała wracać do miasteczka, ze względu na matkę nie mogła już dłużej
pozostawać poza domem. Inni nadal mieli pełne ręce roboty przed przetransportowaniem
całego dobytku dzieci do zagrody Gustafssona. Trzy dni po przybyciu do domu Charlotty
pewien wieśniak, który miał załatwić w miasteczku jakiś interes, obiecał podwiezć Lisen.
Dziewczyna musiała jednak sama przejść nad brzeg rzeki, nad którą rozłożyła się maleńka
wioska.
Jorulv zaofiarował się, że ją odprowadzi.
Wyszli wcześniej, niż było trzeba, ale nikt nie zwrócił na to uwagi.
Pierwszy śnieg zdążył już stopnieć. Nad sosnami, porastającymi piaski, znów ciepło
zaświeciło słońce. Z początku żadne z nich nie odzywało się ani słowem, obydwojgu spokoju
nie dawała myśl: Jak mam to powiedzieć? Jak zacząć?
Minęli sosny na piaskach i weszli na wzgórze, z którego roztaczał się widok na wioskę.
Lisen zatrzymała się na szczycie stromego zbocza.
Mamy dużo czasu powiedziała.
Tak odparł Jorulv i rozejrzał się dokoła. Może przysiądziemy na chwilę? Tam, w
słońcu, ziemia jest na pewno nagrzana.
Lisen kiwnęła głową. Jorulv wskazał na kępę młodych sosenek. Z tego miejsca mieli
świetny widok, a jednocześnie nikt nie mógł ich dostrzec. Zresztą i tak nikt tu nie chodził
tędy wiódł skrót od domu Charlotty do wioski.
Jorulv ściągnął z grzbietu wytartą kurtkę, żeby Lisen miała na czym usiąść. Lisen
zatroszczyła się, by i on się zmieścił. Blisko niej, bardzo blisko.
%7ładne z nich nie pamiętało pózniej, o czym rozmawiali. Ot, taka sobie obojętna
rozmowa o niczym. Zapamiętali jedynie, że ich dłonie nagle splotły się ze sobą, dziewczynie,
kiedy pochyliła głowę, włosy opadły na twarz, a on delikatnie je odsunął. Nie zdjął ręki z jej
karku, a jej usta powoli zbliżyły się do jego ust.
Jorulv wiedział o pocałunkach i pieszczotach jeszcze mniej niż Juliana. Kiedy poczuł
wargi Lisen na swoich, nagle jakby cały skamieniał. Zaraz jednak zareagował jak dziecko
94
natury, którym przecież był. Mocno przylgnął ustami do ust dziewczyny, a ona wcale się o to
nie pogniewała, przeciwnie, objęła go i przytuliła się do niego. Jego ciało zareagowało
rozpaloną niecierpliwością. Przypuszczał, iż być może nie postępuje właściwie, i gdyby Lisen
zaprotestowała przeciw temu, na co się ośmielał, wstrzymałby się w jednej chwili. Ale Lisen
nie protestowała.
Jorulv dobrze znał realia życia. Przy nim przyszło na świat szesnaścioro młodszego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]