[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wujku, ja ci coś powiem oświadczył z wielką
powagą. Ja jestem już duży, ja wiem, że są dobre
rzeczy i złe rzeczy. Ze złymi rzeczami trzeba
walczyć. Mama i tatko zawsze tak mówią. I ja też
tak mówię, wujku. I ja niczego się nie boję.
Ech ty, wojowniku mruknął rozczulony
Jamie. Uściskał chłopczyka i posadził go sobie na
kolanach. Malachi, czy twoje blizniaki też są tego
zdania? Mają w końcu już po trzy lata!
Jamie! Po prostu jesteśmy tutaj wszyscy i bas-
ta. Musisz się z tym pogodzić. Opowiedz nam lepiej
o tej dziewczynie, o Tess.
A cóż ja mogę powiedzieć! Tak narowistego
stworzenia nigdy jeszcze nie musiałem poskramiać.
Gorsza niż grzechotniki, Jankesi i Indianie razem
wzięci.
Czyli sprawa oczywista. Masz zamiar się z nią
ożenić stwierdził Malachi.
Z nadzieją w sercu 291
Jeśli tego nie zrobi, i to szybko, to ja się z nią
ożenię oświadczył niespodziewanie Jon.
Wolnego, przyjacielu! warknął Jamie, ale Jon
wcale się nie przeraził i ponownie zadeklarował:
Ożenię się z nią. Zrobię to. Bo to kobieta, wobec
której należy zachowywać się przyzwoicie.
I kobieta nadzwyczaj urodziwa uzupełnił ze
znaczącym uśmiechem Malachi. A poza tym, o ile
się orientuję, jest to osoba bardzo inteligentna,
nieugięta jak żbik, no i warta fortunę. Co prawda,
Jamie oskubał już ją z połowy majątku...
Oskubał?! krzyknął Jamie. Mam zamiar ją
spłacić!
Kończąc rzecz całą, stanowczo powinieneś się
z nią ożenić! powiedział Cole i Jamie już tego nie
zdzierżył.
Kończąc rzecz całą, to owszem, wdzięczny
wam jestem, żeście tu przyjechali oświadczył
lodowatym głosem. Ale będę równie wdzięczny,
jeśli nie będziecie wtykali nosa w nie swoje sprawy!
Zpijcie dobrze!
Wstał, usadził Gabe a na fotelu i gniewnym
krokiem wszedł do domu. Przemaszerował przez
salon, wkroczył na schody i nagle przystanął. Do
licha, on w tym domu ma ciągle ten sam kłopot! Bo
niby gdzie ma spać tej nocy? Cole i Malachi ze
swymi żonami i przychówkiem zadomowili się na
całego, a Jamie Slater, jak zwykle, nie ma gdzie
przyłożyć głowy do poduszki.
Jedyne wyjście to zapytać samą panią domu.
Ciekawe, co powie na jego widok. W każdym razie,
292 Heather Graham
jeśli zacznie wrzeszczeć i obudzi cały dom, Jamie
udusi panią domu własnymi rękami.
Zapukał do drzwi i prawie jednocześnie je
pchnął.
Tess?!
Jamie...
Głos był nieco niewyrazny, a więc obudził ją.
Obudził, a ona wymówiła jego imię tak nieskoń-
czenie miękko, łagodnie, słodko... Jej głos był taki
delikatny, leciutki jak gwiezdny pył, roztrącił za-
pach róż, wypełniający cały pokój i pomknął ku
niemu...
Włosy Tess jaśniały, ich złocistość była silniejsza
niż srebro księżyca, złocistość bardziej złocistoczer-
wona niż zachód słońca. Koszula Tess była jak
plama w kolorze lila, ta liliowa podłużna plama
pełna była cieni, półcieni i jaśniejszych wypukłości...
Tess, a gdzie ja niby mam spać... Ech, do diabła!
Nie zauważył jej uśmiechu, gdy opadał na łóżko,
a ściślej mówiąc, na tę liliową podłużną plamę
koszuli. Widział przed sobą tylko słoneczne pasma
włosów Tess, rozrzuconych po całej poduszce. Tę
cudnie pachnącą jedwabistą przędzę, tę pajęczynę,
która zawsze otulała ich bliskość. Jakżeż on za tym
tęsknił! Jedną noc, i drugą, gdy leżał obok Tess, a nie
mógł jej dotknąć, bo jakże to czynić pod czujnym
okiem indiańskich wojowników.
Apacze odjechali, teraz była upragniona samot-
ność, samotność, którą dzielił tylko z Tess. Mógł
całować ją do woli, pieścić do woli, a w sercu jego
rodziły się słowa gorące i niezwykle ważne.
Z nadzieją w sercu 293
Jesteś moja, Tess. Moja od tej pierwszej chwili,
kiedy cię znalazłem. Ty cudna dziewczyno o wło-
sach koloru miodu, słodsza niż ten miód... Jesteś
moja, Nalte to szybko zrozumiał i dlatego oddał mi
ciebie. Jesteś moja, tej nocy i... i na zawsze. Jeśli
przeżyjemy oboje, już ja nigdy cię nie opuszczę...
choć na całym Zachodzie ze świecą by szukać
stworzenia bardziej kłopotliwego niż ty, moja uko-
chana Tess.
Rano, zanim skończył naciągać spodnie, ta ,,kło-
potliwa osoba , kompletnie już ubrana, siedziała
przed toaletką i szczotkowała swoje wspaniałe
włosy.
Boisz się mojej rodziny? spytał.
Spojrzałananiegoprzeciągle, potemjakbycichut-
ko prychnęła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]