[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Szkapê kochaliSmy niezmiernie. Jak tylko zapamiêtam, na Swiecie zawsze by³ ojciec, mat-
ka i szkapa. Felka potem dopiero bociany przynios³y, Piotrusia tako¿: ale szkapa nale¿a³a do
rzêdu tych istot, które zawsze s¹, bo s¹. Wyobraziæ sobie po prostu nie mog³em ani jej po-
cz¹tku, ani te¿ jej koñca. Szkapa nale¿a³a do nas, a my do niej: ani my od niej ani ona od nas
niæ mog³a siê od³¹czyæ. By³o to tak naturalnym, ¿em zgo³a nie pojmowa³ innego porz¹dku
rzeczy. Kogo by tam brak³o w naszej gromadce, to by brak³o, ale nigdy szkapy. Toæ to by³a
ca³a nasza uciecha.
Kiedy ojciec z rzeki do domu wraca³, wybiegaliSmy  gdzie! a¿ w pó³ drogi, byle prêdzej
szkapê zobaczyæ. Co który mia³, to jej niós³ i do pyska wtyka³: kawa³ek chleba, ziemniak,
znalezion¹ w podwórzu skórkê z cytryny...
I szkapa nas kocha³a bardzo. Z daleka ju¿ r¿a³a ku nam i przySpiesza³a kroku, strzyg¹c ra-
doSnie uszami, a kiedySmy j¹ po szyi, po bokach klepali, rozumia³a wybornie tê pieszczotê
i zwiesiwszy ³eb swój ciê¿ki, skuba³a nas po w³osach, po kurtkach PiotruS zw³aszcza by³ jej
ulubieñcom; po prostu r¿a³a na ojca, ¿eby go wzi¹³ z sob¹.
Kiedy j¹ ojciec wyprz¹g³, zaczyna³a siê dopiero heca. Natychmiast Felek wskakiwa³ na jej
grzbiet koScisty, od starego chom¹ta obdarty, i podczas kiedy szkapa zanurza³a swój ³eb
ogromny w g³êbinach uwi¹zanego jej u karku worka z chud¹ sieczk¹, on. przyklêkn¹wszy na
jedno kolano lub stan¹wszy na jednej nodze, wywija³ czapk¹ i krzycza³:
 A to jest s³awny jexdziec z suteryny, co nigdy nie traci miny! Nazywa siê Feliks Mosto-
wiak, herbu gnat! Ja chudy, ale chwat! Kto da wiêcej?... Na to  kto da wiêcej  wybuchali-
Smy tak piekieln¹ wrzaw¹, ¿e a¿ ludzie wybiegali z oficyny.
Po Felku gramoli³ siê na szkapê PiotruS, aleSmy go ledwie podsadziæ mogli, tak go prze-
wa¿a³a rozdêta brzuszyna. Szkapê z Piotrusiem oprowadzaliSmy w tryumfie po podwórzu, nie
dawszy jej spokojnie sieczki owej spo¿yæ, a Felek znów wywija³ czapk¹ i wrzeszcza³:
35
 A to jest PiotruS herbu szczur! Ma dwie laty i osiem dziur! Dwóch zêbów nie ma na prze-
dzie i na szkapie jedzie!... Kto da wiêcej?...
Sk¹d on tu to  kto da wiêcej przyczepi³, nigdym odgadn¹æ nie móg³: Felek sam utrzymy-
wa³, ¿e to ju¿ tak jedno do drugiego pasuje. I znów wybuchaliSmy szatañsk¹ wrzawa, jakby
nas nie trzech, ale ze trzydziestu by³o.
 Przypatrzta siê. moi ludzie  mówi³a stoj¹c we drzwiach t³usta sklepikarka  co te? te be-
stie ch³opaki Mostowiaków nie wyprawiaj¹ z t¹ koby³¹! A toæ to czyste ma³py z  meranzieryi .
I chwyta³a siê za boki, trzês¹c od Smiechu, a¿ jej oczy w t³ustej twarzy zupe³nie ginê³y.
 Oj, batem, batem  skrzecza³a chuda kucharka z drugiego piêtra.  Ma tu dobrze na
Swiecie byæ, ma tu Pan Bóg b³ogos³awiæ, kiedy to ledwo od ziemi odroSnie, a ju¿ siê rozpu-
sty chwyta! Nie poszed³by to jeden z drugim do roboty, do  rzemies³a , do ksi¹¿ki? W gêbê
to co wetkn¹æ nie ma, a tak¹ sodomê-gomorê po Swiecie robi!
A Felek nu¿ siê w lewo i w prawo k³aniaæ, nu¿ chudej kucharce od ust buziaki posy³aæ, a¿
baba w najwiêkszej pasji trzasnê³a lufcikiem i z okna posz³a.
Do szkapy odnosiliSmy wszystkie sprawy ¿ycia, o jej wzglêdy i ³aski ubiegaliSmy siê je-
den przed drugim. Ona by³a ostatni¹ instancj¹ w naszych sporach.
Korzysta³ z tego PiotruS niecnota i, kiedy siê za pokrzywdzonego przez nas mia³, nie
mówi³ ,,powiem ojcu albo  powiem mamie , ale ,,powiem szkapie .
Tej pogró¿ki nie lekcewa¿yliSmy bynajmniej; i czêsto gêsto dosta³ PiotruS jaki k¹sek,
szczególniej od Felka, byle tylko  nie powiada³ szkapie .
Nie mogliSmy bowiem znieSæ, kiedy tak patrzy³a na nas smutnie jednym okiem swoim,
podczas kiedy na drugim, Slepym i zbiela³ym, powieka o siwej rzêsie podnosi³a siê i opada³a
z wolna, jak gdyby z wyrzutem...
 S³ysz, Wicek!  mawia³ Felek.  Co ta szkapa takiego w tym Slepiu ma, co tak Swidru-
je?... A to bym ci wola³, ¿eby mnie ojciec paskiem przemierzy³, ni¿ kiedy ona tak patrzy. Do
samego ci hunoru cz³owiekowi siêga...
Szkapê czySciliSmy co dzieñ. Ale nigdy nie obesz³o siê przy tym bez bijatyki o szczotkê
i zgrzeb³o. CoSmy jej wtedy sierSci nadarli! CoSmy napl¹tali grzywy! Sta³a jednak szkapa cier-
pliwie, zmru¿ywszy zdrowe oko, i tylko od czasu do czasu macha³a wype³z³ym ogonem, jak-
by siê ogania³a od b¹ków.
Zaraz po Wielkiej Nocy zaczyna³o siê p³awienie szkapy. Jeszcze woda zimna by³a jak lód,
a my ju¿ zawijamy porciêta i dalej do rzeki. Jaki by³ tryumfalny pochód! Ch³opaki z ca³ej
ulicy chcieli i. nami lecieæ, aleSmy ich odpêdzali biczem.
Dopiero¿ szkapê wod¹ chlustaæ, dopiero¿ jej pêciny i boki wycieraæ, dopiero¿ jej przy-
gwizdywaæ, jakeSmy to u ojca s³yszeli. Najwiêksza bieda by³a kiedy szkapa dla uwolnienia
siê od nas i naszej opieki parê kroków w wodê dalej posz³a.
 Utopi siê! utopi!  wrzeszcza³ PiotruS i a¿ sinia³, i przysiada³ na ziemiê obu siê rêkami
brzucha w³asnego trzymaj¹c. BrnêliSmy tedy po ni¹ i za ogon ku brzegowi ci¹gnêli, po czym
zziajani, zmêczeni, wracaliSmy do domu, szkapa naprzód, my za ni¹, mokrzy, ociekaj¹cy
wod¹ jak topielcy.
I tê to nasz¹ kochan¹ szkapê ojciec by przedaæ mia³?
By³o to w naszym rozumieniu coS jakby skoñczenie Swiata.
Zaraz te¿ wyleciawszy do sieni, paln¹³em Felka w ucho, on mnie na odlew w kark, ja znów nie
bawi¹cy grzmotn¹³em go w plecy, on znów mnie piêSci¹ w bok, a¿ mi Swieczki w oczach stanê³y.
36
Za czym my siê oba za czupryny chwycili i spl¹tali jak k³êbek, potoczyli razem do progu. A taka
w nas ¿a³oSæ by³a, taka z tej ¿a³oSci srogoSæ, ¿e ¿aden pary nie puSci!, me pisn¹³ nawet.
Zaraz te¿ nam siê po tej dzierce l¿ej na sercu sta³o.
Ju¿eSmy do izby wrócili, bo zimnisko ze dworu gna³o, a ojciec precz jeszcze perswadowa³
matce:
 Tera ci siê za ni¹ siaki taki grosina wexmie; a jak przychudnie, boæ ju¿ i sieczki ujmujê,
to kto co za ni¹ da? Có¿. Anulka! Jak se mySlisz, serce? Matka westchnê³a ciê¿ko.
 I có¿ ja se mam mySleæ, mój Filipie?... MySlê, ¿e nas Bóg ciê¿ko dotkn¹³ t¹ chorob¹.
MySlê, ¿em ci siê kamieniem u szyi sta³a i do dna ciê ci¹gnê... O tych sierotach mySlê...
Zakry³a oczy rêk¹ i zaszlocha³a g³oSno. Ojciec ca³owa³ j¹ po g³owie.
 Anulka!... Serce!... Anulka!...  powtarza³, a¿ nagle sam rykn¹³ p³aczem.
 Siarczyste!...  mrukn¹³ za mn¹ Felek wycieraj¹c oczy ku³akiem. Kilka dni minê³o, a o
sprzedaniu szkapy nie by³o jakoS mowy.
Matka mia³a siê coraz gorzej. Jej ciê¿ki, chrypi¹cy kaszel z twardego snu dzieciêcego po
nocach nas budzi³. Raz w raz te¿ zasypia³a we dnie i mimo ¿e siê nagle ciep³o na Swiecie
zrobi³o, febra j¹ chwilami trzês³a, a¿ zêby szczêka³y. Ojciec chodzi³ po izbie zgarbiony, ¿Ã³³ty,
jakby mu z dziesiêæ lat ¿ycia przyby³o, a rêkê na nas tward¹ mia³ i o byle co do czubów nam
siêga³, ale ¿eSmy siê tam wiele nic nastrêczali, du¿¹ czêSæ dnia spêdzaj¹c w stajence. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \