[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tak długo, dokąd dowodzony przezeń okręt nie był właściwie okrętem, lecz bezradnym kadłubem
zamkniętym w wąskiej zatoce, zewsząd niemal otoczonej lądem. Jego sytuacja przed naprawieniem
 Lydii była znacznie gorsza niż los odszczepieńca zamkniętego w lochach Inkwizycji. Wokół siebie
miał nieprzyjazny ląd, a kompletna bezradność i nieustanna obawa, że którejś nocy zbudzi się
haniebnie oblężony, nie dawały mu chwili spokoju. Spacerując znów po pokładzie  Lydii i
przebiegając zadowolonym spojrzeniem po strzelającym w górę takielunku Hornblower miał uczucie
człowieka, którego wypuszczono z celi śmierci. Ucichł szczęk pomp prześladujący go nieustannie w
ciągu ostatnich dwóch tygodni krążenia po morzu, a świadomość, że pod stopami ma mocny pokład i
że nie będzie już musiał planować żadnych akcji przed powrotem do Anglii, napełniała go
szczęściem.
Właśnie demontowano jedną z baterii, ustawionych u wejścia do zatoczki, i kolejno
przewożono działa na pokład. Mając już baterię burtową gotową do strzału i okręt zdolny do
manewrowania, mógł sobie nic nie robić ze wszystkich okrętów hiszpańskich na Pacyfiku. To było
wspaniałe uczucie. Obejrzawszy się, zobaczył na pokładzie rufowym Lady Barbarę i uśmiechnął się
do niej szeroko.
 Witam panią  powiedział.  Mam nadzieję, że znów ma pani wygodną kabinę?
Lady Barbara odwzajemniła jego uśmiech  w istocie omal się nie roześmiała, tak zabawny
był kontrast między tym miłym powitaniem a gniewnymi spojrzeniami, jakimi ją darzył w ciągu
ubiegłych jedenastu dni.
 Dziękuję, kapitanie  odrzekła.  Jest wspaniała. Mam wszystkie wygody. Pańska załoga
dokazała cudów, robiąc to wszystko w tak krótkim czasie.
Nie zdając sobie sprawy z tego, co czyni, kapitan ujął jej obie dłonie w swoje ręce i trzymał
je przez chwilę, a na jego twarzy oświetlonej słońcem malował się wyraz absolutnego szczęścia.
Lady Barbara pomyślała, że jeszcze słowo z jej strony, a Hornblower zacznie tańczyć.
 Przed zachodem słońca będziemy już na morzu  powiedział z uniesieniem.
Nie potrafiła zachowywać się dostojnie w stosunku do niego, tak jak nie umiałaby być
dostojna wobec dziecka; znała na tyle mężczyzn i życie, aby nie czuć się dotkniętą jego poprzednim
zachowaniem. Tak naprawdę to nawet polubiła go trochę za to.
 Jest pan świetnym żeglarzem, sir  rzekła nagle.  Wątpię, czy znalazłby się inny oficer
w służbie królewskiej zdolny do dokonania tego, czego pan dokonał w czasie tej podróży.
 Cieszę się, że pani tak sądzi  odpowiedział, lecz czar prysnął. Wystarczyło kilka słów na
jego temat i już przeklęta nieśmiałość znów wzięła w nim górę. Niezręcznie wypuścił jej dłonie z
uścisku swych rąk, a jego opalona twarz pokryła się lekkim rumieńcem.
 Spełniłem tylko swój obowiązek  mruknął odwróciwszy wzrok.
 To potrafi wiele ludzi  odrzekła Lady Barbara'ale mało kto czyni to dobrze. Nasz kraj jest
pańskim dłużnikiem i żywię najszczerszą nadzieję, że Anglia uzna ten dług.
Słowa te obudziły w Hornblowerze myśli, które nieraz snuł przedtem. Anglia będzie pamiętać
tylko to, że jego bitwa z  Natividad nie była potrzebna; że inny kapitan, mający nieco więcej
szczęścia, dowiedziałby się o nowo zawartym przymierzu między Hiszpanią i Anglią przed
przekazaniem okrętu rebeliantom, co oszczędziłoby tych wszystkich kłopotów, tarć i strat, które
wynikły z tego faktu. Stoczona przez fregatę walka, opłacona setką zabitych i rannych, mogłaby stać
się powodem do sławy, lecz niepotrzebna akcja, która pochłonęła sto ofiar, była czymś haniebnym.
Nikt się przy tym nie zastanowi, że przyczyną tego było dokładne przestrzeganie rozkazów i
umiejętność ich wykonania. Będzie się go winić za to, czego dokazał z takim trudem. %7łycie stało się
nagle znów pełne goryczy.
 Przepraszam panią  rzekł i odwróciwszy się od niej ruszył ku przodowi i ostrym tonem
zaczął wydawać rozkazy ludziom zajętym wciąganiem osiemnastofuntówki z szalupy na pokład.
Patrząc, jak odchodzi, Lady Barbara pokiwała głową.
 Coś podobnego!  powiedziała miękko sama do siebie.  On był niemal ludzki przez
chwilę!
W ciągu przymusowej samotności Lady Barbara  niczym mieszkaniec bezludnej wyspy 
zaczęła nabierać nawyku mówienia do siebie samej. Zreflektowała się szybko, zauważywszy to;
zeszła na dół i wyłajała głośno Hebe za drobne przeoczenie przy rozpakowywaniu kufra z
garderobą.
Rozdział XXI
Okręt obiegła pogłoska, że  Lydia nareszcie wraca do kraju. Ludzie walczyli i pracowali
najpierw po jednej stronie, potem po drugiej, nie rozumiejąc pobudek wielkiej polityki, które
decydowały, przeciw komu mają się bić, a dla kogo pracować. %7ładnemu z nich nie przyszło do
głowy zastanawiać się nad tym, że Hiszpanie, którzy początkowo byli ich przeciwnikami, a potem
przyjaciółmi  zajęli w końcu neutralne, lecz niemal wrogie stanowisko. Woleli wypełniać rozkazy
nie myśląc. Lecz teraz pogłoska, że wracają do domu, wydawała się zupełnie pewna. Marynarzom,
którzy nie grzeszyli nadmiarem wyobrazni, zdawało się że Anglia jest tuż za widnokręgiem. Nie
myśleli o leżących przed nimi pięciu tysiącach mil burzliwej drogi. Głowy ich pełne były Anglii. Ci,
których wzięto siłą, myśleli o żonach, ochotnicy o kobietach w portach i uciechach jakie ich
czekają, gdy się zwolnią ze służby. Radości nie zaciemniało im nawet to, że mogą zostać przerzuceni
na inny okręt i posłani znów na drugi koniec świata, zanim zdążą postawić stopę na angielskiej
ziemi.
Rzucili się z zapałem do wyciągania  Lydii na kotwicach zawoznych z zatoczki i żaden nie
obejrzał się z żalem na miejsce, które dało im schronienie i umożliwiło wyruszenie w drogę do
domu. Na masztach, dokąd wdrapali się, aby stawiać żagle, śmiali się i błaznowali jak gromada
małp. Kiedy nadszedł wieczór  ciepły i spokojny  ludzie z wolnej właśnie od zajęć wachty
tańczyli, podczas gdy  Lydia szła gładko pod pomyślnym wiatrem przez błękitny Pacyfik. W nocy
kapryśny wiatr tropikalny przycichł i zamienił się w słaby powiew, a pózniej w niepewne
podmuchy, od których łopotały żagle i trzeszczał takielunek. Wachta miała pełne ręce roboty przy
brasach z nieustannym trymowa-niem żagli.
Hornblower ocknął się na swej koi o chłodnej godzinie świtu. Było jeszcze za ciemno, żeby
dojrzeć, co pokazuje kompas kontrolny wmontowany w deski pokładu nad jego głową, lecz z długiej
fali, która kołysała okręt, i sporadycznych hałasów nad głową zorientował się, że mają spokojną
pogodę. Zbliżał się już czas na poranną przechadzkę po pokładzie i w błogim poczuciu, że nie musi
już o niczym decydować, Hornblower czekał, aż Polwheal przyjdzie i poda mu ubranie. Naciągał
właśnie spodnie, gdy nad włazem rozległ się głos marynarza na oku:
 Widać żagle! Z lewej burty na trawersie. To znowu ten lugier, sir.
Przyjemny nastrój beztroski rozwiał się błyskawicznie. Ten lugier to jego zły omen. Dwakroć
widzieli go w tejże Zatoce Panamskiej i za każdym razem niósł im złe wieści. Z niepokojem
charakterystycznym dla ludzi przesądnych Hornblower pomyślał, co przyniesie mu to trzecie
spotkanie. Wyrwał mundur z rąk Polwheala i naciągał go, idąc spiesznie w górę zejściówką.
Istotnie był to ten sam lugier; stał, unieruchomiony ciszą, w odległości około dwóch mil od [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \